WITAM!

Cześć, jestem Maciek, choć niektórzy z was mogą mnie znać z sieci jako Lasarda. Witam na moim blogu na którym umieszczać mam zamiar moje raporty z sesji, artykuły itp. Mam nadzieję, że wam się spodobają.

piątek, 18 stycznia 2013

Afterbomb Madness - Szukając kłopotów III: "Dwurdzeniowy silnik żyroskopowy"

 No i mamy za sobą trzecią sesję w Afterbomb Madness. Sesja była raczej niedługa, ale i tak wydarzyło się sporo. Oczywiście znowu raport przedstawiony w ten sam sposób co poprzednie, czyli pseudo opowiadanie o kimś kto się naszymi drabami z nieznanego jeszcze powodu interesuje i próbuje ich dorwać. Mieliśmy w tracie sesji możliwość skorzystania z zasad pościgu i walk między pojazdami bądź pojazd vs człowiek, co jednak poszło nam bardzo ciężko.

Draby:
 a) Bartek: Terin "Żelazko" - , Drab, Maruder, Metalurg - mściwy tępiciel obcych, poszukujący ich za to, że zabili mu ojca... no i może jeszcze za to, że zrujnowali świat.
 b) Jarek: John "Świeczka" - Drab, Maruder, Wizard - koleś z wrodzonym talentem do konstruowania i naprawiania sprzętu, a jednocześnie świetny strzelec.

Opis:
Los Angeles, Hollywood, stacja metra przy jednej z alei gwiazd
 Łysy Metalurg z wąsami siedział w swojej przybudówce wybudowanej na torach w głębi metra i grzebał przy którymś z mechanizmów swojego wypasionego pancerza hutniczego IV poziomu. Za nim na zdezelowanym łóżku siedziała ze skrzyżowanymi nogami niczego sobie Azylantka odziana w czarny lateksowy strój. Obok niej na stole leżał dyktafon i odznaka Antykryzysowej Agencji Dozoru. Agentka włączyła nagrywanie.
-Proszę zaczynać panie Conor. - jej głos był delikatny i spokojny - Od początku. To samo co opowiedział panu tamten Drab.
-Terin? - mówiąc nie przerywał prac nad swoją zbroją - Co on i jego kumpel takiego przeskrobali, że mają na plecach A A P? Z tego co mi opowiadał Żelazko to nie oni zniszczyli silnik na tamtej platformie wiertniczej. Powinniście się zająć Azylantami, którzy ich zakuli w wybuchowe obroże za to, że pomogli w obronie ich domu przed...
-Proszę się tym nie interesować i powiedzieć mi to o co pytałam. My mamy swoje powody by ich szukać, ale pan nie musi ich znać.
-No dobra. Zaznaczam od razu, że mogę się gdzieś pomylić - mam w miarę dobrą pamięć, ale to było jakieś 2 tygodnie temu. Zaczęło się od tego, że jacyś Azylanci złapali ich i zaciągnęli do swojego schronu, gdzie później jakiś stuknięty kapitan oskarżał ich o bycie komunistami...
-Może pan to pominąć. Ja chcę usłyszeć o tym co działo się po tym jak ich wypuścili z obrożami na szyi.
-To trzeba było mówić tak od razu. Azylanci wyrzucili ich na plaży jakiś kilometr od swojej siedziby...

 Kiedy się obudzili zobaczyli na swoich szyjach te obroże. Po chwili jakiś mobilny automat przytargał do nich nieduży kontener a potem odjechał. W środku znaleźli o ile dobrze pamiętam poza swoimi rzeczami skrzynkę z ammo, kamizelkę kuloodporną, motor z boczną przyczepką i instrukcje na temat tego czego mają szukać - jakiś dwurdzeniowy silnik z żyroskopów czy diabli wiedzą jak się to tam nazywa.* Zaraz jak zebrali wszystkie rzeczy wsiedli na motor i ruszyli w stronę tego wspaniałego zadupia w którym mieszkam. Po drodze spotkały ich oczywiście jakieś problemy, tym razem w postaci kwaśnego deszczu, który spadł na całą Kalifornię dwa tygodnie temu, pamiętasz? Kiedy w końcu dojechali do Los Angeles byli cali przemoczeni, a część ich sprzętu lekko się podziurawiła lub pordzewiała. Wjechali ulicą gdzieś na południu i zobaczyli jak ktoś szczelnie odziany do nich macha i pokazuje im by wjechali do stacji metra.

- Wjechali na stację po schodach? - przerwała mu agentka.
- Nie wiem. Pewnie ustawili sobie jakąś rampę. Kontynuując...

 Drab okazał się być Albinosem. Wiem, ze było z nim trzech towarzyszy, również Albinosów, ale nie pamiętam ich imion. Wiem tylko, że poza 3 Drabami była tam jedna Żyleta. Wszyscy usiedli przy ognisku i zaczęli rozmawiać. Dwójka Drabów o których tak rozpytujesz wtedy dopiero dowiedziała się o kursujących po mieście konwojach. Musieli czekać.

 Żelazko postanowił wtedy znaleźć coś do tego ich motoru, więc zostawił swój pancerz przy ognisku i poszedł porozglądać się po kolejce która utknęła na peronie. Jego kumpel po chwili ruszył za nim w sobie tylko znanym celu. Spotkali się na jednym z końców kolejki, kiedy Wizard rozkręcał urządzenia w budce motorniczego. Kiedy się podnosił znad pulpitu ponoć zamarł jak posąg i powiedział, że widzi coś w głębi tunelu. Szybko wyjaśnił, ze to para czerwonych świecących się oczu i wraz z Żelazkiem pobiegli do Albinosów.

 Ustalili, że się rozdzielą na dwie grupy i sprawdzą oba końce tunelów tak na wszelki wypadek. Wraz z twoimi poszukiwanymi udała się albinoska i oni poszli w to miejsce gdzie Świeczka widział tą parę oczu. Żelazko wziął ze zbroi swój miecz, ale jej samej nie ubierał, gdyż narobiłaby za dużo hałasu. Po drodze wypytywała ich o więcej szczegółów odnośnie tego co widzieli. Kiedy dotarli Żyleta powiedziała, że nie widzi nic w głębi tunelu.

- Masz na myśli, że nie widziała nic groźnego?
- No oczywiście, że tak! Nie rób ze mnie idioty! Doskonale wiem jaki wzrok mają Albinosi. Nie przerywaj mi, to w końcu dokończę tą historię i będziesz mogła wreszcie pójść w swoją stronę...

 Kiedy weszli głębiej do tunelu zobaczyli w ziemi między trakcjami dość dużą dziurę w ziemi całą wypełnioną wodą. Na początku planowali wrzucić granat do tego zbiornika, ale uznali, że to zły pomysł, a mogli stracić dobrą broń. Wtedy Żelazko wyszedł z pomysłem, że zanurkuje i zobaczy co może być na dnie. Wziął swój miecz, zdjął co niepotrzebne z ubrań i wskoczył do dziury. Jak mi to opowiadał powiedział, że miał szczęście w nieszczęściu - gdyby nie ten cholerny deszcz to pewnie by sobie coś odmroził w tej dziurze, a tak woda była całkiem ciepła a on podłapał tylko trochę radów, hehehe.

 Z tego co udało mu się wyliczyć do dna miał jakieś 10-12 metrów. W w odzie oczywiście była kiepska widoczność i nie poprawiała tego nawet jego latarka czołowa. Na dnie zobaczył poziomy tunel, który jednak coś zasłaniało. Przez chwilę wydawało mu się, że to jakaś skała, dopóki nie otworzyła ona jednej pary oczu, później drugiej, a na dokładkę rozwarła paszczę tak wielką, że mogła go połknąć w całości. Ten okaz ambystomy (bo tym był ten głaz) był jak to określił Żelazko "wielki jak sam skurwysyn". Muszę przyznać, że żałuję, że nie widziałem tego co się tam działo, bo musiało to być niezłe widowisko. Kiedy bestia na niego natarła z rozwartą paszczą on zaparł się rękami i nogami o jej dolną i górną wargę, czy co ona tam ma. Na szczęście nie nadział się na jej zębiska. Gdy mutant na niego napierał koleś tracił dech w płucach, ale udało mu się utrzymać. Gdy zdołał uwolnić jedna rękę i sięgał po miecz butem wybił ząb ambystomie. Ciężko mu było machać żelastwem i o mało go nie uszkodził. Zastanawiał się czy nie próbować wypłynąć, ale wtedy mógł skończyć w jej paszczy. Kiedy już powoli brakowało mu tchu udało mu się pchnąć potwora wbijając mu miecz w podniebienie i przebijając mózg! Zaraz później wypłynął.

- Niebywałe... - skomentowała agentka.
- A żebyś kurwa wiedziała. Niewielu jest wstanie przeżyć walkę z ambystomą, a już na pewno nie w jej norze.

 Kiedy wypłynął i się pozbierał do kupy poinformował wszystkich o tym co się działo. Później wziął swój pancerz i całą szóstką udali się do  tej dziury. Tam zostawił pancerz, wziął harpun ze swojej zbroi, znowu dał nura do tej wody i wszyscy razem wyciągnęli stamtąd truchło. Po tym próbowali zdjąć z niego skórę, ale gówno im wyszło i całą tylko pocięli tak, że się do niczego nie nadawała. Mięsa nawet nie brali, bo to cholerstwo się do niczego nie nadaje. Wrócili do ogniska, gdzie Wizard pochwalił się, że w pociągu znalazł wódeczkę, więc wszyscy napili się po kielichu, a następnie się zdrzemnęli.

 Rano pogoda była już dobra, więc wyprowadzili ze stacji motor i czekali na przybycie konwoju. Przyjechała po nich linia szósta - hummer, autobus i tir bez naczepy. Wszystkie oczywiście uzbrojone po zęby i z doskonalą załogą. Twoi poszukiwani postanowili oczywiście jechać własnym pojazdem, choć i tak kazano im zapłacić za obstawę. Żelazko opowiadając mi o tym trochę klął na strażników i nie dał sobie wytłumaczyć, ze taki mamy świat.

 Kiedy mijali którąś uliczkę wyjechały z niej dwa hummery z symboliką Czerwonych. Nie wiem co komuchy chciały osiągnąć wyskakując dwoma hummerami przeciw konwojowi. Oczywiście zaczęła się przepychanka. Hummery na początku trzymały się z tyłu atakując tylko ciężarówkę z miotaczy ognia. Później jednak hummer z przodu wpadł na jakąś przeszkodę i konwój stanął w miejscu a motor i komuchy nie zatrzymały się i ich wyprzedziły. Twoi poszukiwani wpadli wtedy ponoć w niezłe kłopoty. Choć z tego co opowiedział mi Żelazko muszą być z nich niezłe Draby - kiedy mój kolega po fachu manewrował motorem Wizard zdołał jednym celnym strzałem zlikwidować kierowcę któregoś z hummerów. Samochód wtedy nie wyrobił i dachował. Ale w tym momencie dorwał ich drugi wóz i sruuu ich miotaczem ognia! Prosto w motor!

 Draby oczywiście musiały się katapultować z motoru. Obaj wyskoczyli, a Wizard omal nie został spalony żywcem. Motor potoczył się dalej płonąc, hummer po kilkuset metrach zawrócił, a towarzysz Żelazka ponoć zwiał do budynku przy ulicy. Metalurg stanął na środku drogi i widząc, że komuchy zawracają i jadą prosto na niego zdjął z pleców swój karabin i wycelował. Trafił prosto między oczy kierowcy a zaraz później uskoczył przed samochodem, który jechał dalej. Samochód zatrzymał się po jakichś 200 metrach i już wysiadali z niego komuniści, kiedy podjechały samochody z konwoju. Któryś z czerwonych dostał drzwiami od naszego hummera w łeb, innego przypiekli miotaczem a ostatniego dobił z pistoletu któryś z naszych. Żelazko widząc, że jego motor stoi w płomieniach i jest już nie do użytku wsiadł wraz z kumplem do autobusu i ruszyli dalej.

- O a jak on mi się żalił nad tym motorem. Miał go może ze dwa dni, a płakał za nim jak wyrostek za zabawką.

 Kiedy dojechali do dzielnicy Hollywood wraz z Albinosami ze stacji poszli obejrzeć jakiś film w kinie coby się odprężyć, ale ponoć chujowy był. Później skierowali się do biblioteki gdzie Nerdy przesiadują popytać w końcu o ten silnik z żyroskopów. No i się dowiedzieli gdzie go szukać. Nerd który im o tym powiedział zabił im niezłego ćwieka.

- Dwurdzeniowy silnik żyroskopowy - przerwała mu agentka - montowany był w latach 20 XXI wieku w satelitach wojskowych wysyłanych przez wojsko amerykańskie do śledzenia działalności obcych w Europie i Stanach Zjednoczonych.  Na początku myślano, że to będzie perpetum mobile, które pozwoli satelitom na wieczne orbitowanie nad ziemią, ale wyszło tylko na to, że dość mocno ograniczyło zużycie paliwa.
- O. Widzę, że odrobiłaś zadanie domowe.
- Proszę kontynuować.
- To proszę mi non stop nie przerywać.

Ktoś z Nerdów skierował ich tutaj, bo pytali o robotę. Wtedy właśnie przyszedł do mnie Żelazko. Poprosił o sprawdzenie swojej zbroi hutniczej, ja pokazałem mu swoją, próbowałem zbadać jego czip, ale obroża mi zasłaniała, a potem gdy zabrałem się za robotę opowiedział mi tą całą historyjkę. Wieczorem tego samego dnia poszli z którymś Wizardów do jego domu, bo Świeczka miał mu pomóc w opracowaniu jakiejś broni laserowej.

- I to by było na tyle. Nie mam już nic więcej do powiedzenia jeżeli chodzi o dzień w który ich poznałem. Później widzieliśmy się jeszcze kilka razy.
- A czy mówili coś o tym, gdzie zamierzają szukać tego silnika?
- Wspominał coś o Technopolis oraz, jeżeli się nie mylę jakiejś bazie wojskowej gdzieś w Dolinie Śmierci.
- Dolinie Śmierci?! - Żyleta trochę się speszyła - No dobra. To wszystko co chciałam wiedzieć. - wyłączyła nagrywanie i wstała - Dzięki za współpracę.
Kiedy Żyleta wychodziła, Conor zauważył jak wyciąga krótkofalówkę i mówi do kogoś po drugiej stronie.
- Znalazłam kogoś kto ich spotkał. Obawiam się, że może być już po nich. Skontaktujcie się z Pluskwą, ma zdobyć te kody dezaktywujące do ich obroży...

*Kfiatek z sesji:
Z minutę po tym jak podałem im nazwę silnika, który mają znaleźć tak oto się przejęzyczył Bartek:
-Dwużelazkowy silnik... - nie dokończył, bo ja i Jarek wybuchnęliśmy śmiechem.

Słowo wyjaśnienia: pewnie niektórych z was zastanawia dlaczego w taki nietypowy sposób piszę raporty z tej kampanii. Na początku miał być jeden, bo tak mi po prostu wpadło do głowy, że ciekawie może to wyglądać i przyciągnie uwagę. Później pomyślałem, że to można całkiem fajnie wykorzystać - kiedy pytam graczy co o nich myślą czuję u nich taką niepewność o to co się wydarzy, dlaczego są poszukiwani itp. O to mi właśnie teraz chodzi - chcę trochę bardziej przykuć ich uwagę do kampanii. Odrobinę liczę na to, że dzięki temu kampania nie rozpadnie mi się po kilku sesjach. Przez to jednak boję się też o to, że po prostu na którejś z sesji zabiję obie postacie, bo wystawię za mocnych wrogów, ale to trzeba będzie przeboleć. Na razie gracze ratowali się z takich sytuacji dzięki Zmianom Fabularnym. Jak dotąd wygląda to nieźle, mam nadzieję, że takie się utrzyma. Wiem, że wkraczam przez to na dość wąski grunt "wiedza gracza-wiedza postaci", ale ufam moim graczom na tyle, by podawać im w tych raportach kilka dodatkowych informacji o tym co się dzieje wokół nich. Pisanie tego raportu szło mi trochę trudniej bo musiałem brać pod uwagę kilka czynników sytuacyjnych - czy gracze przez te dwa tygodnie przerwy między wydarzeniami z sesji i raportów czasem nie zginą, czy znowu spotkają się z Conorem itp. itd. Podejrzewam, że dośc mocno wpłynie to na strukturę sesji, ale sądzę, ze warto tak robić.

A co wy myślicie o takim sposobie pisania APków? Wśród RPGowców chodzą różne oponie o raportach - jedni je lubią czytać, inni uważają to za stratę czasu. Czy taki styl raportów mógłby ich bardziej nakłonić do lektury i pisania tychże?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz