WITAM!

Cześć, jestem Maciek, choć niektórzy z was mogą mnie znać z sieci jako Lasarda. Witam na moim blogu na którym umieszczać mam zamiar moje raporty z sesji, artykuły itp. Mam nadzieję, że wam się spodobają.

wtorek, 11 grudnia 2012

Afterbomb Madness - Szukając kłopotów I: Bridge City

Zagrałem swoją pierwszą sesję Afterbomb Madness. Było całkiem fajnie, mechanika się sprawdziła i była naprawdę przyjemna w użyciu, choć muszę jeszcze się trochę doszlifować w stosowaniu tego systemu, zwłaszcza w doborze rywali dla graczy. A tych mam dwóch:

a) Bartek: Terin "Żelazko" - , Drab, Maruder, Metalurg - mściwy tępiciel obcych, poszukujący ich za to, że zabili mu ojca... no i może jeszcze za to, że zrujnowali świat.
b) Jarek: John "Świeczka" - Drab, Maruder, Wizard - koleś z wrodzonym talentem do konstruowania i naprawiania sprzętu, a jednocześnie świetny strzelec.

Poznali się w taki sposób, że Terin uratował Johna przed jakimś potworem, w trakcie walki uszkadzając swój pancerz, co doprowadziło do tego, że nie mógł się ruszyć i nawet wyjść ze swojej zbroi hutniczej. John pomógł mu naprawiając jego sprzęt i tak uznali, że ich zdolności dość dobrze się uzupełniają, więc łatwiej im będzie przetrwać razem w tym powalonym świecie.

UWAGA: Z racji na styl systemu i naszej sesji,  raport zawiera wulgaryzmy.

Opis:
Parówa siedział na rozklekotanym siedzeniu przy wejściu do kontenera służącego jako miejsce dla gości i szpital polowy. W środku prócz kilku rannych bądź chorych mieszkańców Bridge City siedział przechodzący przez ich most Vocal, od którego żołnierz próbował teraz wytargować całkiem niezły pistolet maszynowy.
- Dobra, słuchaj, mam taką propozycję - ja Ci opowiem coś ciekawego, a ty spuścisz trochę z ceny. Obiecuje, że będzie warto. Opowiem Ci od dwóch typkach, którzy byli tutaj kilka tygodni temu i całkiem nieźle przysporzyli się dla Bridge City, nawet uratowali mi dwa razy dupę. Ci goście to całkiem twarde Draby i wolałbym im się nie narazić. Słuchaj jak to było, a jak kiedyś spotkasz dwójkę Drabów o przezwiskach Żelazko i Świeca, w tym jednego zakutego w zbroję hutniczą, to pozdrów ich od Parówy.

Dwójka naszych Drabów była właśnie tutaj, na południu Kalifornii, w ruinach tego bliżej nieokreślonego miasta, leżącego kilkanaście kilometrów od granicy z Arizoną, gdzie swoje tereny ma odizolowana kolonia tych zasmolonych Komuchów. Ich celem było San Jose, Technopolis - jedno z niewielu porządnych miejsc na tym popieprzonym kontynencie. Wybrali taką drogę, że musieli przejść przez naszą osadę i nasz most. Pierwszy zauważył ich nasz snajper na wieży. Muszę przyznać, że byli trochę nieostrożni, albo zbyt pewni swego. Kiedy Oczko dostrzegł, że jeden z nich sięgnął po snajperkę chciał do niego strzelić, ale ten drugi trzymał palce z dala od spustu i po chwili dał naszemu znak, błyskając lunetą że nie mają złych zamiarów.

- Mają szczęście, że tydzień wcześniej był u nas jakiś Tracker, który pokazał nam ten znak.

W końcu podeszli pod nasze barykady, gdzie oczywiście kazaliśmy im odłożyć broń. Jak się później okazało jeden z tych cwaniaczków zostawił sobie pistolet w pasie za plecami. Później próbowaliśmy się dowiedzieć czego tutaj chcą i byliśmy przy tym trochę opryskliwi dla siebie nawzajem. Dowiedzieliśmy się, że chcą tylko przeprawić się przez to koryto pod nami i udać się w dalszą drogę do technopolis. Oczywiście przy okazji oskarżyliśmy ich o szpiegowanie dla Komuchów. W końcu reszta mojej ekipy wysłała mnie po Carlsona. Temu dopiero udało się z nimi normalnie dogadać, choć palnął coś o tym, że ta dwójka może być parą.

-"Świeczka, Żelazko? Rozumiem, że jeden rozpala drugiego?" - Ale wymyślił.

Ta dwójka jednak nie obraziła się za bardzo na to. Nasz Marshal w końcu wyciągnął też od nich kim są. Oczywiście nie trudno się było domyślić, że ten zakuty w tą kupę blachy to Metalurg, ale byliśmy pewni, że jego towarzysz to zwykły Tracker. Zmylił nas trochę jego ubiór i karabin snajperski. Kiedy dowiedzieliśmy się, że to Wizard Carlson się ucieszył.Zaproponował im, że jeśli zajmą się naprawą kilku naszych broni, które leżały na magazynie to dostaną jeść, a także będą mogli wypocząć u nas przed dalszą podróżą.

- Bo widzisz, do tamtego czasu po za tymi dwoma kaemami na dwóch końcach mostu dysponowaliśmy tylko zwykłymi karabinami i pistoletami. W magazynie leżały trzy karabiny maszynowe - wszystkie niesprawne. Więc można powiedzieć, że Ci dwaj spadli nam z nieba.

Przed wejściem do osady kazaliśmy im oczywiście zostawić broń, a Metalurgowi opuścić swój pancerz. Zaniosłem je później do magazynu i przyniosłem stamtąd te trzy zepsute karabiny i skrzynkę z różnymi częściami. Zaniosłem je do domku Carlsona gdzie już czekali nasi goście. No ale praca trochę im nie szła, może pierwszy raz zajmowali się tymi broniami. Wizard do następnego dnia robił jedną broń, a Metalurg pierwszą skończył dopiero przed północą; za trzecią zabrał się z rana właśnie Żelazko i wtedy już szło mu znacznie lepiej.* Oczywiście w między czasie daliśmy im coś do jedzenia, picia oraz pozwoliliśmy im przenocować. Kiedy Metalurg zajmował się drugą giwerą, Wizard wyszedł porozglądać się po naszej osadzie i zajrzał wtedy do lazaretu. Tam pomógł naszej Nerdce opatrzyć jednego z osadników, którego postrzelił jakiś Komuch. Zużył wtedy część własnych środków z apteczki. Nasza medyczka dała mu w zamian coś do jedzenia.
Kiedy Metalurg skończył naprawiać drugą broń minęło południe. Carlson dał wtedy mu coś do jedzenia i ściągnął do swojego campera Wizarda, który opatrzył już naszego osadnika.Chciał z nimi po prostu porozmawiać, ale udało mu się też nakłonić ich do tego by udali się z nami tam na dół by przeszukać jeden z wraków. Dał im nawet trochę amunicji do broni, co by ich wesprzeć.

- No, trochę się rozwodziłem na ich temat, ale teraz czas rozkręcić akcję, bo to właśnie tam na dole ta dwójka pokazała jakimi są Drabami.

Zjechaliśmy tam tą windą, którą widziałeś po środku naszego mostu, umieszczoną w tej zawalonej części. Niby ta rzeka już wyschła, ale na dole i tak broczy się po kostki w mułowatej brei. Do tego jeszcze trzeba omijać kupę żelastwa, starych opon, szkła itp. A co do opon. Jakoś tak niewiele ponad 500 metrów od mostu gdy przechodziliśmy obok sterty ogumienia, nagle wyskoczyła z niej pieprzona lewitująca meduza! Bydle było wielkie, ale cel ataku wybrało sobie marnie, bo rzuciło się na tą kupę żelastwa w którą odziany był Metalurg. Meduza niby smagnęła go tam kilka razy, ale przez jego hutniczą zbroję nie mogła się przebić. Myśmy nie zdążyli jeszcze ogarnąć tego co się dzieje, a tu nagle słyszymy jeden strzał - meduza odfrunęła ze dwa metry w bok i wydała z siebie ten dziwny skrzekliwy dźwięk, chwilę później kolejne jebut i jedna z macek mutanta odpada a kula trafia ją w oko i trup. Okazało się, że to ten Wizard. Kurde! Ten koleś był niemal tak szybki jak pieprzony Dual!
Zaraz po tym jak tamci dwaj wykroili sobie trochę pożywnego żarcia z tej meduzy ruszyliśmy w dalszą drogę. W końcu dotarliśmy do barki, która w jakiś sposób ugrzęzła tutaj trochę po skosie i tak, że prawie wystaje na brzeg. Nie masz co się rozglądać, leży jakiś kilometr stąd, ale wcześniej koryto zakręca, o tam, widzisz? Ciężko się tam poruszać, bo podłoga jest krzywo i trzeba się podpierać, więc nie zapuszczamy się tam z bronią do której potrzeba dwóch rąk. Wtedy też tak było.

- Przyznam się, że po tym co się tam wydarzyło ja nie zajrzałem tam ani razu, a z tego co wiem reszta ekipy dalej oczyszcza wnętrze, mimo, że minęło już kilka tygodni.

Przy wejściu bardzo pomógł nam Metalurg, który miał w swojej zbroi zamontowany harpun z liną - dzięki niemu udało nam się łatwo dostać do wejścia na barkę. W środku rozdzieliliśmy się na dwie ekipy po trzej. Ja udałem się z Żelazkiem i Billem stąd. Wizard poszedł z Johnym i Freddim. O tym co się działo u drugiej ekipy wiem z relacji Freddiego: poszli wpierw na górę, gdzie znaleźli wielką dziurę w ścianie. Z przydatnych rzeczy nie było tam wiele, ale kiedy przeszukiwali pomieszczenie do środka wskoczyło jakieś wielkie zwierze przypominające wielkiego psa, tyle że mającego sześć łap. Ale psinka tylko zdążyła zawarczeć, bo zaraz dostała cztery kulki i padła. Wiesz kto strzelał? Nikt z naszych. Mimo, że było ich tam trzech moi kumple nie zdążyli nawet podnieść broni by wymierzyć do tego mutanta. Wszystkim zajął się Świeczka. Nie widziałem tego, więc trudniej mi to opisać, ale i tak uważam, że do tego Draba bardziej by pasowało przezwisko Szybki Johny, zamiast Świeczka, choć niektóre Żylety mogą to źle zrozumieć, hehehe...
No a co było u nas? Trafiliśmy na całkiem niezłe cacka - Metalurg na ten przykład zdobył porządny namiot. A jak zeszliśmy po schodach na niższą kondygnację było jeszcze lepiej. Co prawda znaleźliśmy tam pokaźny okaz Skrzepu, ale warte było wejście w to gówno i załapanie trochę radów, bo za drzwiami przy których się rozkładał, poza jakimiś tam rupieciami znaleźliśmy szafkę z bronią, a w środku karabin, który wziął sobie Metalurg oraz tą strzelbę którą tu mam.

- Dlaczego więc próbuję od Ciebie wytargować ten pistolet maszynowy, skoro mam to? Bo do tego cholerstwa brakuje amunicji. Na tą chwilę mam tylko jeden pocisk w magazynku i nic więcej, a do tego co tam masz wchodzi popularne ammo. O! To może chcesz tą strzelbę zamiast ammo? Nie? Cholera. Ale kontynuując...

W końcu spotkaliśmy się na najniższym poziomie, gdzie znajdował się magazyn z mnóstwem skrzyń, kontenerów itp. Nasza trójka spotkała ich gdy Wizard brodził akurat po kostki w kolejnym Skrzepie i zbierał nektar. Ruszyliśmy w głąb tego pomieszczenia, rozglądając się za jakimś otwartym kontenerem, lub czymś co można zebrać z miejsca, bez rozbierania tego na czynniki pierwsze. I to w tym przeklętym magazynie wszystko się zaczęło. Długo nam zajęło zanim zobaczyliśmy, że nie ma z nami Billa.** Oczywiście trochę spanikowaliśmy. Zabawne jest to, że na początku tylko ja nalegałem by zostać i szukać, oni chcieli opuścić to miejsce. Sprawa się zmieniła po tym jak wpadliśmy na ogromną sieć, zobaczyliśmy, że cały sufit jest oblepiony tym lepkim gównem, zaczęliśmy słyszeć to piekielne stukanie tego bydlaka, a potem zaginęli też Fred i John.Wtedy to już jednogłośnie postanowiliśmy się stamtąd wynieść, tym bardziej, że mieliśmy już tylko jedną latarkę czołową i jedną dynamo, więc prawie nic nie było widać. Jednak całe drzwi prowadzące na klatkę schodową prowadzącą na górę były oblepione siecią i nie było jak wyjść. Wizard zerwał kawałek materiału ze swojego ubrania, podpalił i rzucił to w sieć, a ta natychmiast się zajęła ogniem i rozjaśniła trochę okolicę. Ten bydlak schował się w cieniu wysoko nad drzwiami i dopiero wtedy go dostrzegliśmy. To był pieprzony Troglodyta. Ten akurat musiał zmutować z jakimś pająkiem, bo miał szczękoczułki i 8 pieprzonych pajęczych odnóży. Kiedy tylko go dostrzegliśmy skoczył prosto na Żelazko. Tym razem nawet Szybki Johny nie zdążył zareagować, ale nie mam mu za złe, w końcu ten Komuch nas zaskoczył. Muszę przyznać, że niewiele wiem o tym co się zdarzyło podczas spotkania z nim, bo widziałem tylko jak pozostali strzelili parę razy do niego, z czego większość niecelnie, a zaraz potem zwiałem... wiem, zjebałem.
Z relacji zaginionej trójki wiem tylko, że po tym jak ich to bydle porwało jakiś czas czekali, aż w końcu przez szczeliny w pajęczynie zobaczyli światło latarki i wtedy ci dwaj ich uwolnili. Kiedy wszyscy wrócili widziałem u pasa uciętą głowę tamtego zmutowanego pajęczaka. Carlson porozmawiał z nimi, dał trochę ammo w podzięce i powiedział też coś o tym, że nie muszą mu oddawać tej części znalezisk na którą sie umawiali, ale nie wiem dokładnie o co w tym chodziło. Oczywiście jeszcze daliśmy im coś do jedzenia, a nazajutrz obaj opuścili Bridge City.

- Mi natomiast w między czasie oberwało się za opuszczenie ich tam na łodzi. Dlatego siedzę właśnie tutaj przy lazarecie i mam pilnować rannych i gości. Boże... najnudniejsza robota na świecie. No, może nie dziś, bo Ty przybyłeś do miasta więc było z kim pogadać, miast cały czas słuchać jęki tamtego choleryka za tobą. Dobra! To jak będzie? Masz tu ammo o którym mówiłem i zabieram pistolet. Zgoda? Super! Mówiłem, że Ci się opłaci! Jak chcesz to mogę Ci jeszcze opowiedzieć, jak w pojedynkę ubiłem czerwia, któremu spodobał się nasza kupa nieczystości tam na dole. Za darmo. Nie? Okey, to ja idę sobie coś zjeść. Przynieść Ci coś? Ale to już będzie kosztować 5 ammo...

*Graczom wyjątkowo nie szło na kościach - Bartek oblał pierwszy test na naprawę broni, a Jarek zawalił dwa z rzędu  i dopiero za trzecim mu się udało, trzeba jednak dodać, że on ma najwyższy poziom Alibi Żołnierza i jeszcze do tego ma Dar Apokalipsy Flaki z olejem dający mu dodatkowe k4. Trudność testu była 4+k10, a on miał w sumie 4+2k8+k4.

**Drobny kfiatek z sesji:
Ja: Dobra. Całą piątką wchodzicie między kolejne skrzynki...
Bartek: Jaką piątkę? Przecież jest nas sześciu, zapomniałeś?
Ja: Całą piątką idziecie dalej.
B: Ej! Przecież jest nas sześciu, sam tam mówiłeś, więc nie mieszaj.
Jarek: O kurwa... Bartek, jest nas pięciu...

3 komentarze:

  1. Normalnie raportów kijem nie tykam ale ten był zajebisty. Dobra Pobomba :)
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. No, przyznaję, styl raportowania jest... ciekawy. Miło wiedzieć że Parówa jednak dostał coś od życia za takie spieprzanie w walce. No, ale cóż... na dobrą sprawę żadna rodzina czy coś, więc się dziwić nie należy :)

    OdpowiedzUsuń